Moim marzeniem od zawsze było posiadanie kota. Nie było istotne jego umaszczenie czy rasa- liczyć miało się przede wszystkim to, że w zimowe wieczory z kubkiem kakao miałby mi kto potowarzyszyć. To nie tak, że cierpię na brak znajomych- wręcz przeciwnie. Ale od dawna wiadomo, że najlepszym przyjacielem kobiety jest kot. Czekałam naprawdę bardzo długo, ale w końcu…
Kotek brytyjski w moim domu
Pamiętam ten dzień. A właściwie wieczór. Przez cały tydzień padało i mimo naszych wielkich nadziei weekend również nie zaszczycił nas słońcem. Mój nastrój był porównywalny do pogody za oknem. Nawet odpoczynek od spraw codziennych nie przynosił spodziewanego ukojenia. To była tragedia, a przecież zbliżało się lato, czas urlopów. Kiedy zaczynałam myśleć, że ta data zapisze się na kartach historii jako dzień stracony w drzwiach stanął mój „prawie mąż”. Ale (jak się okazało) nie sam. Wręczył mi jakiś dokument, ale zagłębianie się w jego szczegóły nie miało dla mnie najmniejszego sensu. Mój humor zmienił się dopiero wtedy, gdy z ogromnej, wewnętrznej kieszeni przeciwdeszczowej kurtki wysunął się niewielki szarawy łebek. Byłam równie zdziwiona co zachwycona: ach, więc to kot brytyjski z rodowodem, niesłychane. Z zamiłowaniem przyglądałam się niewielkiej puchatej kulce, która lekko przestraszona lustrowała otoczenie. Trzymając ją na rękach i obserwując jej poruszenie już wiedziałam: te pomarańczowe oczka i pucołowate policzki na zawsze odmienią mój świat.
Dzisiaj, po latach przeżytych z Kluchą stwierdzam, że rzeczywiście moje przypuszczenia nie okazały się bezpodstawne. Kocica jest wspaniała i z pewnością nie oddałabym jej za żadne pieniądze. Chociaż czasami doprowadza mnie do pasji, to mój narzeczony uważa, że widzi między nami sporo podobieństw. Mam tylko nadzieję, że nie wyrosną mi wibrysy.